Na III rocznicę pogrzebu Pary Prezydenckiej

Kilka dni temu Sejm RP przyjął ustawę o ratyfikacji protokołu w sprawie obaw narodu irlandzkiego co do Traktatu z Lizbony. Tym samym dobiega końca kolejna odyseja traktatowa w historii liczącej już ponad pół wieku europejskiej integracji. Doświadczenia z procedury wprowadzania w życie Traktatu pozwalają nam wyciągnąć bardzo istotne wnioski, zarówno co do samej wspólnotowości w ramach liczącej 27 państw Unii Europejskiej, jak i poziomu ambicji i aspiracji podmiotowości polskich elit przy europejskim stole.

To podczas posiedzenia Rady Europejskiej 11 i 12 grudnia 2008 r. uzgodnione zostały polityczne gwarancje dla Irlandii, które obejmowały przedłużenie obowiązywania zasady „jeden kraj – jeden komisarz” przy wyborze Komisji Europejskiej na okres po 2014 r. Rząd irlandzki uzyskał też wtedy prawnie wiążące gwarancje dotyczące obaw Irlandczyków w zakresie polityki podatkowej, prawa do życia, edukacji i rodziny oraz tradycyjnej irlandzkiej polityki neutralności wojskowej.

Kluczowa dla tej oceny jest postawa ŚP Prezydenta Lecha Kaczyńskiego w obliczu powtórzonego referendum w Irlandii. Postawa z gruntu rzeczy stojąca na straży podmiotowości i suwerenności członków Unii Europejskiej, spotkała się z krytyką Berlina i Paryża, a także  szerokim medialnym atakiem nad Wisłą. Odłożenie podpisania traktatu, który w świetle prawa międzynarodowego i europejskiego był martwym do momentu rozstrzygnięcia przez naród irlandzki czy dodatkowe gwarancje zabezpieczają jego interes, było nie tylko logicznym rozwiązaniem, lecz także świadomą decyzją przeciwko wymuszaniu na członkach Unii decyzji przez silniejszych graczy.

Podtrzymania niegdyś konstytutywnej dla Wspólnot Europejskich zasady równości wszystkich podmiotów wchodzących w ich skład  bronił Lech Kaczyński. Naród irlandzki udając się  w czerwcu 2008 r. i październiku 2009 r. do urn referendalnych miał takie samo prawo zadecydować o miejscu i warunkach integracji europejskiej jak naród francuski i holenderski w maju i czerwcu 2005 r. Tej równości  bronił Lech Kaczyński i Vaclav Klaus. Mało kto pamięta, że także  austriaccy socjaldemokraci stali w jednym szeregu z prezydentami Polski i Czech. Ataków na polskiego prezydenta ze strony niemieckiej prasy nie umniejszył fakt, że także w Niemczech zawieszono ratyfikację traktatu do momentu, gdy wypowiedział się o nim Trybunał Konstytucyjny. Polskiemu prezydentowi wyliczyliście 556 dni „zwłoki”. Tymczasem niemiecki parlament zaaprobował traktat już w maju 2008 r., Trybunał podjął decyzję dopiero rok później w czerwcu 2009 r., żądając zmiany wprowadzanych wraz z nim ustaw ograniczających uprawnienia niemieckiego parlamentu. W efekcie prezydent Horst Koehler zakończył procedurę ratyfikacyjną dopiero pod koniec września 2009 r., na kilka dni przed irlandzkim referendum. Polski parlament mało ambitną, a mimo to nieegzekwowaną ustawę kompetencyjną przyjął ponad rok później, 8 października 2010 r.  Donald  Tusk złamał przy tym dokonane w Juracie  uzgodnienia z prezydentem Lechem Kaczyńskim.

Berlin osiągnął swój cel, prawo niemieckie stoi ponad prawodawstwem unijnym,  Federalny Trybunał Konstytucyjny w Karlsruhe 49 razy przywołując słowo „suwerenność” wyegzekwował przyjęcie czterech ustaw kompetencyjnych,  gwarantujących prerogatywy krajowego parlamentu ponad przyjmowane prawa, dyrektywy, czy wyroki unijne.  Wbrew ideologicznym przekonaniom polskich elit, wieszczących, iż stawianie narodowych uprawnień ponad unijne wieszczy koniec Niemiec jako europejskiej lokomotywy, stało się zupełnie odwrotnie.  Po raz kolejny okazało się, iż ataki na ŚP prezydenta były niesprawiedliwe. Po raz kolejne te same osoby nie powiedziały przepraszam.

Nie minęły cztery lata, a podobne w stylu i mechanizmie  próby narzucenia suwerennym krajom woli państw silniejszych gospodarczo mogliśmy obserwować na przykładzie Grecji czy Cypru, co spotkało się z protestami mieszkańców zadłużonego południa Europy, ale także wywołało głębszą refleksję w  społeczeństwach innych państw Unii. Raz jeszcze rację miał prezydent Kaczyński broniąc zasad suwerenności, solidarności i  podmiotowości demokratycznych państw w ramach Unii Europejskiej.  Woleliście wówczas atakować  prezydenta Lecha Kaczyńskiego, woleliście cytować niemieckie gazety zamiast przeczytać wyrok trybunału w Karlsruhe i projekty ustaw zwiększających znaczenie Bundestagu i Bundesratu w implementacji europejskiego prawa, dyrektyw i wyroków.

Ataki na ŚP prezydenta Lecha Kaczyńskiego, procedura uchwalenia ustawy kompetencyjnej i ratyfikacji protokołu w sprawie obaw narodu irlandzkiego co do Traktatu z Lizbony pokazują, iż mimo tylu doświadczeń wciąż ton i presja wywierana na suwerennych państwach przez polityków i biurokratów stojącej nad euro-przepaścią „28” przypomina naciski wywierane na naród irlandzki i polskiego prezydenta.

 Anna Fotyga

Zdjęcie: mypis.pl

Powiązane wpisy

Leave a Reply