Potrzebny jest solidarny sprzeciw.

Potrzebny jest solidarny sprzeciw.

List prezydenta Baracka Obamy jest dobrym rozwiązaniem bardzo niebezpiecznej dla prestiżu Polski sytuacji. To niebezpieczeństwo błyskawicznie zdiagnozowała bardzo liczna grupa Polaków w kraju i na obczyźnie. Dzięki Bogu, zareagowaliśmy natychmiast, masowo, dobitnie. Tym śladem musiały pójść polskie władze. Analiza polityki amerykańskiej
i polskich uwarunkowań powodowała wybór ścieżki „prezydenckiej”. Pora teraz wyciszyć emocje i solidnie przeanalizować incydent. Polska reakcja była miodem na moje serce po długim, bardzo długim, okresie smuty. Nadal bardzo krytycznie oceniam zachowanie ministra A.D. Rotfelda. Irytuje mnie również zaściankowa dyplomacja ministra Radosława Sikorskiego. Wystarczy zupełnie podstawowa znajomość zasad dobrego zachowania, żeby nie dziękować za przeprosiny. Zwłaszcza, że mieliśmy do czynienia z ich złagodzonym, dyplomatycznym odpowiednikiem, czyli z „wyrazami ubolewania”. Te same, „domowe” zasady dobrego wychowania nakazują jednak powstrzymać się przed nadmiernym triumfalizmem w stosunku do przepraszającego. Stwierdzenia o gotowości reedukowania współpracowników prezydenta Obamy były zupełnie zbędne. Odnoszę wrażenie, że pan minister Sikorski za wszelką cenę chce się ponownie uwiarygodnić w kręgach republikańskich. To może być trudne, przy tak imponującej historii zmiennych poglądów naszego pupila.

Nie wykorzystał jednak szansy, by doradzić premierowi Donaldowi Tuskowi nierzyjmowania niemieckiej nagrody im. Waltera Rathenau. Udzielenie takiej rady było obowiązkiem szefa polskiej dyplomacji. Nagradzanie szefa rządu innego państwa bywa zwykle poprzedzone bardzo intensywnymi konsultacjami dyplomatycznymi. Wcale nie trzeba demonstracyjnie odrzucać propozycji, wystarczą wątpliwości wyrażone w akceptowalnej formie na bardzo wczesnym etapie konsultacji Walter Rathenau był niewątpliwie ciekawą, nawet tragiczną postacią historyczną. Przemysłowiec, eseista, bardzo aktywnie wspierający wysiłek wojenny Niemiec w czasie I wojny światowej. W owym czasie ogromne kontrowersje wzbudziło jego wsparcie pracy przymusowej Belgów na rzecz niemieckiego przemysłu wojennego. Po wojnie minister odbudowy, a następnie minister spraw zagranicznych Republiki Weimarskiej, wspólnie z Karolem Radkiem, bliskim współpracownikiem Lenina zapisał się jako główny architekt i sygnatariusz niemiecko-sowieckiego traktatu z Rapallo, w sposób oczywisty skierowanego przeciw Polsce.

Widzę uśmiechniętą twarz Tuska, słuchającego laudacji wygłaszanej przez kanclerz Angelę Merkel przy okazji wręczania nagrody. Obecny premier Polski jest wzorem europejskiego przywódcy… W duchu Waltera Rathenau, jak rozumiem. Oby takich przywódców jak najmniej w Polsce.

Walter Rathenau był również krytykiem traktatu wersalskiego, rozstrzygnięć po plebiscycie na Śląsku, przeciwnikiem niepodległości Polski. Wczorajszy dzień spiął klamrą minione 2,5 roku. Jeszcze tak niedawno, 1 września 2009 roku na Westerplatte ówczesny premier Federacji Rosyjskiej mówił do nas i reszty świata słowami patrona wręczanej wczoraj nagrody. Mówił, że traktat wersalski skrzywdził Niemcy i oferował nam współpracę na bliżej nieokreślonych zasadach. Trudno je było określić, ponieważ ofercie towarzyszyło potępienie traktatu, który przyniósł Polsce niepodległość po I wojnie światowej. W pięknych, godnych słowach ofertę Putina jednoznacznie odrzucił prezydent Lech Kaczyński.

Pół roku po swoim wspaniałym wystąpieniu zginął. Po dwóch latach Donald Tusk odebrał niemiecką nagrodę ustanowioną ku czci człowieka, który mógłby stać się symbolem putinowskiej oferty. Nie jest moją rolą doradzanie postępowania politykowi Donaldowi Tuskowi. Jedno wiem z całą pewnością, laureat tej nagrody nie powinien być polskim premierem.

Anna Fotyga

 

Powiązane wpisy

Leave a Reply