W tygodniu poprzedzającym wybory parlamentarne (czyli przed 9 października 2011 r.) przez moment zaistniała w mediach wypowiedź ministra Radosława Sikorskiego na temat Katynia. Szef dyplomacji spodziewał się kompromisu w rozmowach między Polską a Federacją Rosyjską, prowadzącego do rehabilitacji prawnej ofiar mordu popełnionego w 1940 roku na polskich oficerach. Słowo „kompromis” pojawiło się jak meteoryt i natychmiast zostało usunięte. O co chodzi? Rehabilitacja jest aktem jednostronnym, przeprowadzonym przez organy Federacji Rosyjskiej. Docierają do nas sygnały o możliwej zmianie kwalifikacji czynu. Wszystkie wydarzenia dotyczące Katynia, z którymi mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach, wskazują na chęć zakwalifikowania zbrodni jako „stalinowskiej”. Od czasu, gdy w USA działała Komisja Katyńska, świat zdążył zapomnieć, że wymordowani oficerowie byli jeńcami wojennymi, pojmanymi na polskim terytorium, a ich śmierć konsekwencją paktu Ribbentropp-Mołotow i sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 roku. Oficerowie stanowili znaczną część elity Narodu, a zbrodnia popełniona w imieniu Związku Sowieckiego spełniała wszelkie znamiona zbrodni ludobójstwa zgodnie ze znaną definicją Rafała lemkina. O jakim kompromisie mówił więc minister Sikorski? Czyżby zmiana kwalifikacji miała odbyć się za cichą zgodą polskich władz?
Żaden polski rząd nie ma prawa do wyrażenia zgody na taki kompromis. Opisany manewr polityczny służy wyłącznie interesowi rosyjskiemu, pozwala naszemu sąsiadowi uporać się z trudnym dziedzictwem historycznym, wybielić wobec światowej opinii publicznej. Odejście od stalinizmu, cokolwiek to pojęcie oznacza, jest sprawą Rosji. Elementem tego procesu powinno być uznanie, że doszło do współpracy dwóch straszliwych totalitaryzmów, której skutkiem była zagłada znacznej części polskiej inteligencji. Walczyliśmy o prawdę w sprawie zbrodni hitlerowskich Niemiec wobec Polski. Nie zgadzamy się na nazwanie ich enigmatycznie „zbrodniami faszyzmu”. Podobną postawę powinniśmy zachować w naszych relacjach z Rosją. Ta sprawa dotyczy nie tylko naszej godności (nazywanej przez salonowy establishment „wymachiwaniem szabelką”), ale również pragmatyki stosunków między suwerennymi państwami. Ustępstwo z polskiej strony to okazanie słabości. Ten, kto ustąpił raz, musi to robić ciągle. Od 10 kwietnia 2010 roku to Polska jest państwem, dokonującym nieustannych ustępstw w relacjach z Rosją. Ten proces należy przerwać, jest dla nas śmiertelnie niebezpieczny. Polska musi wreszcie zdobyć się na „non possumus”.
W katastrofie smoleńskiej zginęły osoby, które w tej sprawie pozostawały nieugięte – Prezydent Lech Kaczyński, Anna Walentynowicz, Stefan Melak, inni wspaniali przedstawiciele polskiej elity. Kilka tygodni temu zadałam prezydenckiemu ministrowi Sławomirowi Nowakowi pytanie o plany PO dotyczące skorzystania z międzynarodowej pomocy w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy smoleńskiej. Zarzucił mi wówczas granie smoleńską kartą w kampanii wyborczej. Warto pamiętać, że Sławomir Nowak ma swój poważny wkład w rozpętanie „przemysłu nienawiści” w stosunku do Śp. Prezydenta. Był szefem doradców premiera w czasie, gdy KPRM rozsyłała przekazy dnia o treści jak ten: „…nie przystoi człowiekowi, który posługuje się tytułem profesora prawa… Prezydentura Lecha Kaczyńskiego przynosi Polsce wstyd i upokorzenie.” Taka kampania nienawiści powodowała, żę głowę państwa traktowano jako mniej ważnego przedstawiciela władzy, niemal uzurpatora. Jej skutkiem, było obniżenie bezpieczeństwa głowy państwa.
Kampania wyborcza skończyła się. Moją perspektywą mogą być cztery lata w opozycji. Z tej właśnie perspektywy ponawiam pytanie: „ Co PO zamierza zrobić, aby uzyskać międzynarodową pomoc, międzynarodowy nacisk na Rosję w odzyskaniu dowodów służących wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej?”. Takie działanie uważam za racjonalną alternatywę ciągłych ustępstw, pokrywanych nieudolnym medialnym kamuflażem służącym dezorientacji polskiej opinii publicznej.
Tym wszystkim, którzy twierdzą, że Polacy mają już dość mówienia o katastrofie smoleńskiej, ku przestrodze – przypominam o losie ministra Arabskiego w ostatnich wyborach. Chociaż następuje to powoli – budzimy się z letargu.
Anna Fotyga