Skandal związany z projektowaniem Stadionu Narodowego w Warszawie znam
z opowieści polskich inżynierów. Jednym z nich był mój mąż, który prowadzi działalność gospodarczą- projektową na własny rachunek. Na prośbę jednego z polskich projektantów-podwykonawców nieodpłatnie oceniał wykonany przez niemiecką firmę projekt instalacji ciepłowniczej. Narodowemu Centrum Sportu przedstawił następnie dokładną analizę wad projektowych podwyższających znacząco koszty wykonania i późniejszej eksploatacji Stadionu. Opis był szczegółowy, wykonany również nieodpłatnie i chroniony prawem autorskim, w razie wykorzystania podlegający wynagrodzeniu. O żadnych negocjacjach cenowych nie było mowy. W upublicznionych przez Sławomira Nowaka dokumentach zawarta jest klauzula : „Oświadczam, że nie upoważniłem nikogo do rokowań cenowych.”.
Myślę, że pod wpływem zgłaszanych między innymi przez mojego męża uwag Narodowe Centrum Sportu częściowo zracjonalizowało oryginalny projekt. Mimo wielu wad pracy, pierwotny projektant otrzymał, jak sądzę, wynagrodzenie umowne. Ze względu na uchybienia procesu inwestycyjnego mój mąż nie uczestniczył w projektowaniu instalacji ciepłowniczej w obiekcie.
Kilka dni temu dowiedziałam się, że Komisja Europejska zakwestionowała rezygnację z polskiego wykonawcy stadionu we Wrocławiu i bezprzetargowe przekazanie firmie niemieckiej. Sądzę, że Sławomir Nowak próbuje odwrócić uwagę od rzeczywistego problemu. W niemieckich firmach zatrudnianych w taki sposób do realizacji „Polski w budowie” mogą pracować osoby dowolnej narodowości, również polskiej. Nie zmienia to jednak zaprezentowanej przeze mnie w debacie tezy, że inwestycje są prowadzone w sposób nieracjonalny i nie służą procesom modernizacji gospodarczej w Polsce. Dokument, który przekazałam Sławomirowi Nowakowi na pendrive był moją własną informacją pozbawioną jakichkolwiek odniesień do mojego męża. To Sławomir Nowak opublikował dokumenty z nazwiskiem, które uzyskał zapewne z NCS.