Uderz w stół, nożyczki się odezwą

Pan redaktor Piotr Stasiński z „Gazety Wyborczej” uważa PiS za swego wroga. Zrobi wszystko, żeby PiS nie wygrało wyborów. Jego redakcyjny kolega – Marcin Wojciechowski pomaga mu jak może. Prozaik, reżyser, publicysta, były korespondent GW w Kijowie i Moskwie, był łaskaw zająć się moją skromną osobą i wywiadem, którego udzieliłam Anicie Werner na antenie TVN24. Nie spodobałam się Panu Redaktorowi. Naostrzył więc pióro i ruszył do ataku. Nie zostawił suchej nitki, a na koniec spuentował z lekką domieszką insynuacji: „Komu służy Anna Fotyga? Kto ją przewerbował?”
Pan redaktor Marcin Wojciechowski miał doświadczenie z agentami – stąd język inspirowany „Szpiegiem z Krainy Deszczowców”. Do tej pory osoby podejrzewane o agenturalną przeszłość raczej były przez Pana redaktora bronione. Oburzenie „Gazety Wyborczej” dotyczyło m.in. Stanisława Stebelskiego. W październiku 2006 roku, po wejściu w życie ustawy o państwowym zasobie kadrowym, dokonywałam zmian na stanowiskach dyrektorskich w MSZ. Stanisław Stebelski, były ambasador RP w Helsinkach, wieloletni zaufany współpracownik Bronisława Geremka, stracił wówczas stanowisko dyrektora Departamentu Systemu ONZ. Marcin Wojciechowski i Dominika Pszczółkowska, dziennikarze „Gazety”, pisali w m.in. w jego obronie płomienne artykuły. Sam profesor Geremek naruszył swoje zasady i zdecydował się na udzielenie obszernej, naturalnie krytycznej wobec moich poczynań wypowiedzi. Pan redaktor Wojciechowski donosił, że działałam samopas, bez konsultacji z moimi zastępcami. Jeden z nich, Paweł Kowal w akcie protestu, podał się, wg. Pana Redaktora do dymisji. Aż się boję stwierdzić obrazoburczo – Pan Redaktor był źle poinformowany. Nikt  dymisji nie składał. Za moich czasów poinformowanie „Gazety Wyborczej” nie było wystarczającą procedurą – minister musiałby jednak coś wiedzieć. Artykuły Marcina Wojciechowskiego i Dominiki Pszczółkowskiej były m.in. podstawą słynnej już depeszy ambasady USA ujawnionej przez Wikileaks.
Po latach pan minister Radosław Sikorski „naprawiał” spowodowane przeze mnie krzywdy, uczynił ambasadora Stebelskiego jednym ze swoich najbliższych współpracowników. Kilka tygodni temu „Rzeczpospolita” ujawniła informację o współpracy amb. Stebelskiego ze służbami PRL.
To między innymi w tej sprawie oskarżano przed służbami, co prawda sojuszniczego państwa, własnego ministra spraw zagranicznych.
A teraz wątek poważny, odnoszący się do tytułu opublikowanego wczoraj w GW artykułu pana Marcina Wojciechowskiego („Komu służy Anna Fotyga?”) oraz zawartego w nim stwierdzenia „Kto ją przewerbował?”
Dwukrotnie, w 2002 i w 2005 roku byłam poddana specjalnej procedurze sprawdzającej i uzyskałam potwierdzenie dostępu do informacji niejawnej o klauzuli „ściśle tajne” włącznie z NATO i UZE. Nie potrafię już zliczyć ile razy składałam oświadczenia lustracyjne. Od 1999 roku pełniłam wysokie, podlegajce lustracji funkcje w państwie. Na stronach IPN opublikowana jest informacja o zarządzeniu Prezesa IPN potwierdzającym brak mojej  współpracy ze służbami PRL. Fakt, że jest to jawne, świadczy, że nie byłam również współpracownikiem służb po 1989 roku. Powiem więcej, nikt nigdy nie próbował mnie werbować. Przypisuję to znanemu powszechnie „trudnemu charakterowi”.
Nie wiem jeszcze, czy zdecyduję się na podjęcie kroków prawnych. Nie jesten wystarczająco majętna  na spory z „Gazetą Wyborczą”. Na razie ograniczę się do refleksji. To nam zarzucano agresję i działanie metodami insynuacji. Jak Państwo sądzicie, słusznie?
 Anna Fotyga

Powiązane wpisy

Leave a Reply