Reaktywacja. Moje wyjaśnienie

W tekście na mój temat zamieszczonym na łamach dodatku do „Rzeczpospolitej” „Plus-Minus” nie przytoczono zbyt wielu faktów. Wśród opisanych, niezbyt licznych wydarzeń znalazło się kilka, zapewne „krążących” na mój temat, a całkowicie nieprawdziwych historii.

1. Z taksówki do MSZ. Autorzy opisują, jak „wracałam z podróży zagranicznej”. Na lotnisku odebrali mnie Bielan z Kamińskim i w tej taksówce namówili, żebym została szefową MSZ. Tak zapewne autorzy artykułu zrozumieli słowa Śp. Prezydenta, że namawiali mnie również „wspólni przyjaciele”. Opisanymi przez Prezydenta przyjaciółmi byli Maciej Łopiński i Zofia Gust. Z Adamem Bielanem i Michałem Kamińskim nigdy się nie przyjaźniłam, w Parlamencie Europejskim w równym stopniu współpracowałam z moimi sześcioma kolegami z PiS. Nie jechałam z Bielanem i Kamińskim taksówką i nie uczestniczyli w „namawianiu mnie”. Podróż zagraniczna w opowieści o mojej nominacji odgrywa jednak ważną rolę. W dniu zaprzysiężenia na ministra spraw zagranicznych byłam już od pół roku sekretarzem stanu w MSZ, po dymisji Stefana Mellera kierowałam urzędem. W tej roli, kontynuując zobowiązania swojego dotychczasowego przełożonego, udałam się w podróż do Berlina, bardzo trudną, jak się potem okazało, równoległą do wizyty w stolicy Niemiec Kazimierza Marcinkiewicza, ówczesnego premiera. Wizyta poszła nieźle. Przyleciałam z Berlina, wsiadłam w limuzynę MSZ i pojechałam do Pałacu. Prezydent przekonał mnie wówczas, rozegrana wizyta dodała mi odwagi. Znacznie później zrozumiałam, że dobrze wykonana praca była dla wizerunku bez znaczenia. A nawet bywało odwrotnie, prowokowała atak.

2. Nie wyjeżdżałam z Antonim Macierewiczem do Brukseli w sprawach smoleńskich, a co za tym idzie, nie mogłam wyjaśniać, namawiać, jak zasugerowali autorzy.

3. Bardzo cenię pana posła Antoniego Macierewicza, ale w rządzie Jarosława Kaczyńskiego mieliśmy zupełnie inne zadania, nie zauważyłam, by w istotny sposób oddziaływał na moją sferę kompetencji. Jako minister spraw zagranicznych dostawałam analizy różnych służb i te, otrzymywane z SKW uważałam za ciekawe.

4. W wywiadzie, którego udzieliłam red. Rymanowskiemu oceniałam różne punkty programu pobytu Baracka Obamy w Polsce. Nie chwaliłam się współorganizowaniem punktualnego spotkania prezesa Jarosława Kaczyńskiego z prezydentem USA. Takie osiągnięcie mogłoby być przedmiotem dumy średnio rozgarniętego pracownika protokołu dyplomatycznego. Ja natomiast oceniłam, że jeśli wśród dość liberalnie traktowanych ram czasowych minionej wizyty jeden punkt był realizowany z żelazną dyscypliną, zgodnie z moim doświadczeniem oznacza to respekt dla uczestników tego spotkania, rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej albo podkreślenie znaczenia spotkania. To pan redaktor próbował swoimi pytaniami stworzyć wrażenie, że przypisuję sobie cudze osiągnięcia, najpierw autorstwa memoriału smoleńskiego, potem (jak to pierwsze się nie udało), wyolbrzymioną rolą organizacji spotkania w katedrze polowej. Państwo redaktorzy „Rzeczpospolitej” po prostu pociągnęli ten watek. Nie wiem, czy zdawali sobie sprawę, że uczestniczą w manipulacji.

Do zawartych w artykule ocen trudno mi się odnosić, nie chciałabym negocjować swojego wizerunku.

Anna Fotyga

Powiązane wpisy

Leave a Reply